|  | 
| Mr. Louis | 
Imię: Louis
Nazwisko: Kamara
Wiek: 60
Status: żonaty
|  | 
| Mr. Louis z rodziną | 
Moja żona ma na imię Maria, mamy troję dzieci własnych (Joseph, Augustin, Robot) i czworo, którymi się opiekujemy. Mieszka z nami moja teściowa Aseta. Moi rodzice już nie żyją. Obecnie jestem na emeryturze, a wcześniej uczyłem głownie historii, zarówno w podstawówce, jak i w liceum.
Od zawsze mieszka Pan w Kambii?
Owszem, urodziłem się w Kambii, ale mieszkałem przez krótki
okres również w Lungi i Makeni. Obecnie już ponad 40 lat żyję tutaj. 
Jakie zmiany Pan zaobserwował w tym czasie?
Tych zmian jest bardzo wiele. Mamy obecnie bardzo dobrą
drogę asfaltową – poprzednia była bardzo kiepska i w trakcie pory deszczowej
właściwie nieprzejezdna. Dawniej w Kambii była tylko jedna szkoła średnia, dziś
jest ich już kilka. Przez jakiś czas mieliśmy elektryczność i prąd – w tej
chwili nie ma, ale są plany, żeby przywrócić elektryczność. Miejscowość się
rozrasta i przybywa domów, dziś mówimy, że jest Kambia 1, Kambia 2, Kambia 3.
Niektóre zmiany są jednak już na gorsze. Życie staje się coraz droższe,
zwłaszcza ceny żywności, na przykład ryżu, są coraz wyższe. 
     
Jak się żyje w Kambii? Jacy są tutejsi ludzie?
zachód słońca w Kambii 
Ostatnio żyje się coraz trudniej ze względu na koszt
jedzenia. Ludzie są biedni i nie mają za co jeść. Dlatego wszędzie proszą o
pomoc. Jeśli masz pracę i jedzenie, to jesteś szczęśliwy. Jeśli nie, to wtedy…
musisz zacząć kombinować jak przeżyć i skąd otrzymać pomoc. Jedzenie i praca
dla ludzi tutaj są bardzo ważne. Niektóre organizacje pomocowe nie zawsze
trafiają w potrzeby lokalnej społeczności. Realizują swoje projekty przy pomocy
własnych pracowników, coś zrobią i pojadą. Po jakimś czasie nie ma nawet śladu
po tym, co zrobili. Potrzeba stałej pomocy tu, na miejscu. 
Jeśli miałby Pan taką możliwość, to co by pan zmienił?
Chciałbym, aby powstała jadłodajnia dla ubogich i
bezdomnych. Dla tych, którzy nie mają pieniędzy na jedzenie. Oraz opieka nad
dziećmi ulicy. Niektóre z nich nie chodzą do szkoły, bo zwyczajnie nie stać ich
na opłacenie wpisowego, zakup nowego mundurka. Większość z nich to sieroty i
nikogo nie interesuje ich los (czy mają gdzie spać, co jeść). Nie mają opiekuna,
który rano ich obudzi i powie „wstawaj, pora do iść do szkoły”. Chciałbym to
zmienić, aby ktoś się mógł nimi zająć. 
Co Pan myśli o działalności naszej misji w tym miejscu?
|  | 
| nasza misja | 
Jestem bardzo szczęśliwy, że tutaj jesteście. Widać, jak
bardzo ciężko misjonarze tu pracują i ile rzeczy zrobili oraz jak wielu osobom
już pomogli. Ja sam pomagałem misjonarzom od czasów szkoły podstawowej.
Przychodziłem i pomagałem w drobnych rzeczach. Później, już jako młody człowiek,
zostałem katechistą. Odwiedzałem kaplice, prowadziłem spotkania modlitewne i
pomagałem ojcom. W całym moim życiu poznałem około 25-30 księży. Naprawdę cała
Kambia wam dziękuje, że jesteście. Nie tylko wy, ale również siostry, które też
bardzo nam pomagają. Pamiętam trudny okres dla misji podczas wojny domowej i
walki z rebeliantami, którzy tutaj dotarli.     Na szczęście dziś już ich nie ma i
jesteśmy bezpieczni. Misja nadal może działać i robić wiele dobra. 
Misjonarze przyjeżdżają z różnych krajów, głównie
europejskich, z własną kulturą. Jest ona zupełnie inna niż wasza. Jest ryzyko,
że przez to utracicie swoją kulturę?
Nie. Przyjmujemy tylko niektóre rzeczy, które są dla nas
dobre. Prosty przykład – my jesteśmy bardzo energiczni, dlatego zawsze dużo
śpiewamy i tańczymy, także na mszy. A u was to chyba niemożliwe. Oczywiście są
też rzeczy, które przez ten czas już się zmieniły. Dawniej małe dziewczynki nie
mogły jeść jajek albo kąpać się w rzece, to było związane z ich kobiecością.
Dziś już nikt w to raczej nie wierzy. W mojej ocenie bardzo dobrze przyjęta
została aktywność Kościoła. Pamiętam początki, jak wielu dorosłych przyjmowało
chrzest, oraz pewną sytuację, kiedy ludzie pukali do drzwi kaplicy i prosili,
żeby pokazać im drogę do Jezusa. 
W takim razie jakie są jeszcze inne tradycyjne zwyczaje?
Jest jeszcze niestety kilka takich, których ja nie popieram.
To pewne lokalne rytuały. Dwa, może trzy razy do roku przez kilka nocy, gdy
grają bębny, porywa się małe dzieci, głównie dziewczynki, do buszu lub nad
rzekę i tam są obrzezywane. Przechodzą proces inicjacji. Jeśli kiedyś to
zobaczysz, lepiej nie rób zdjęć – to może się dla ciebie źle skończyć. Prawo
już dawno tego zabrania, ale ten zwyczaj jest jeszcze silnie zakorzeniony w
ludziach. Ja sam pamiętam coś takiego z mojego dzieciństwa, ale wtedy mój tata
mnie obronił i tylko w niewielkim stopniu przez to przechodziłem. 
Co w takim razie najmilej wspomina Pan z dzieciństwa?
Pamiętam o. Louisa Broni, misjonarza z Włoch. Właściwie przy
nim się wychowałem. Przez trzy lata przygotowywał mnie do chrztu i udało się to,
gdy byłem w 5 klasie. To on zapraszał mnie zawsze na msze i dopytywał, czemu
mnie nie ma, jeśli byłem nieobecny. Zrobił dla mnie bardzo wiele dobrego i
przekazał mi wiarę.
Tym razem pytanie z innej beczki. Niebawem rozpocznie się
mundial – jak Pan ocenia szanse polskiej reprezentacji?
Nie wiem, jak jest teraz. Dawniej pamiętam, że mieliście
bardzo silną drużynę. W 1974 zajęliście 3 miejsce, pokonując Brazylię, a tak
naprawdę powinniście wtedy wygrać wcześniejszy mecz z Niemcami i może być
mistrzami. Ten mecz pamiętam – Polska przeciwko Niemcom. Lubiłem jeszcze grę
Argentyny i Włoch. Z afrykańskich reprezentacji Nigeria chyba jest obecnie na
najlepszym poziomie. Aktualnie może być wam ciężko coś osiągnąć, macie dobrych
piłkarzy jak Lewandowski, ale musicie grać jak drużyna, wtedy może coś się uda.
P.S.
Mała niespodzianka dla czytelników od pana Luisa. najpierw w języku polskim, a następnie w Krio.
 
 
.svg.png) 
 
