Pierwsze
wrażenia…
Dziś już będzie
o Afryce, czyli to na co chyba większość z Was czekała. Jaka jest Afryka ? W
moim odczuciu przede wszystkim: głośna, radosna, czarna i biedna. Jeśli ktoś
lubi ciszę i powagę, to będzie musiał sporo się natrudzić żeby tutaj to
odnaleźć. Ludzie mówią głośno, a czasami wręcz krzyczą. Często w tle słychać
muzykę albo tę z głośników jak choćby na bazarze albo bębny wybijane przy
rożnych okazjach. W oddali da się słyszeć muezina nawołującego do modlitwy. Co
chwila słychać jakiś rozklekotany samochód (ważne, że jedzie) a do tego głośne
agregatory prądotwórcze, które wkomponowują się w tę afrykańską kakofonię
dźwięków. Tutejsi mieszkańcy wiele się uśmiechają, choć powodów ku temu mają
dosyć mało. Mimo to potrafią być radośni. Do każdego przywitania dodają pytanie
How are you? (Nie wiem czy nauczyciel im tak kazał , ale czasami ta sama osoba
potrafi spytać o to kilka razy. Przykładowo nasz kucharz zadaje mi to pytanie
za każdy razem, kiedy wchodzę do kuchni). Ich ubrania są bardzo kolorowe i
jaskrawe, co sprawia wrażenie, że są jeszcze bardziej radośni. Ta głośność i
radość jest okraszona czernią. Nie chodzi jednak tylko o kolor skóry, lecz
także kurz i pył. W porze deszczowej niemal wszędzie jest błoto, a w porze
suchej ciągle się kurzy. Łatwo wywnioskować, że wiele rzeczy wokół szybko się
brudzi. Bardzo często to widać na ścianach budynków, które, choć są nowe, wydają
się być stare albo nawet opuszczone ze względu na osiadający na nich pył i
brud. Oczywiście wszyscy są tutaj ciemnoskórzy poza misjonarzami i kilkoma
Libańczykami, którzy prowadzą tu swoje interesy. Nie może więc tutaj być mowy o
rasizmie. Co więcej niektórzy z nich sami potrafią z tego żartować. ( Ostatnio
jeden z chłopców śmiał się, że jest tak czarny i przez to flesz automatycznie włącza się podczas
robienia zdjęcia w aparacie.) Wiąże się z tym też pewne ryzyko - kiedy po
zmierzchu jedzie się samochodem prawie w ogóle nie widać ludzi idących
poboczem. W końcu bieda… ona jest wszędzie. No prawie wszędzie. Tylko tam gdzie
jest jakiś ośrodek misyjny (czuć zagraniczny kapitał) lub dom politycznego
działacza ( korupcja??? ) tam akurat warunki są jak na Afrykę względnie dobre a
nawet bardzo dobre.
Moje pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. Do Sierra Leone przyleciałem razem z ks. Robertem, a odebrał nas ks. Jacek.
![]() |
| lotnisko w Lungi |
![]() |
| radośni parafianie |
![]() |
| kaplica st.Mary |
Po południu poprosiłem jednego z ministrantów, żeby oprowadził mnie po okolicy. Tutaj było widać z kolei brud i biedę. Poszliśmy nad rzekę, która wpada do oceanu. Minęliśmy dom naszego katechety Louisa oraz wspominanego wcześniej kucharza Augustyna, czy jak kto woli „Daddy cool’a”. Był to bardzo skromne i proste domy wybudowane z tego, co jest w okolicy . W Kambii jest kilka meczetów
![]() |
| główny meczet w Kambii |
( Sierra Leone jest w większości krajem muzułmańskim), w ich okolicach widać
obcy kapitał szejków z Arabii. Udało się zobaczyć też kilka szkół rządowych,
katolickich i muzułmańskich. Na skraju miejscowości, gdzie kończy się asfaltowa
droga, swój dom oraz przedszkole mają nasze siostry ze Zgromadzenia Sióstr
Jezusa Miłosiernego. Współpracujemy na naszej misji, opiekując się tutaj
kilkoma szkołami, przedszkolem i centrum misyjnym. Na koniec spaceru było też
kilka obrazków z życia codziennego takich jak zabawa dzieci na podwórku czy gra
w piłkę. Dla nich tak zwykłe, a dla mnie zupełnie inne niż w Polsce.
Kolejny dzień to już prozaiczne zajęcia jak drobne naprawy w centrum misyjnym, nakarmienie naszych zwierząt (5 psów i jeden kot) oraz bieżące sprawy i rozwiązywanie problemów tutejszej społeczności. Tym razem akurat pojechałem z s. Gianną do mechanika. Nie było daleko, jakieś 1,5h w jedną stronę. Najważniejsze, że się udało zreperować samochód. Warsztat założony (jakże inaczej) przez misjonarza o. Mario (Włoch, ksawerianin, spędził tu 40 lat). Dużo ciekawszym niż sama naprawa okazała się rozmowa ze wspomnianym ojcem. Po chwili doszliśmy do tematu wojny domowej sprzed 20 lat. Według statystyk zginęło ok 150 tys. ludzi z ponad 4 mln., lecz on sam twierdzi, że to tylko oficjalne statystyki i są bardzo zaniżone. On sam widział całe miasta i wioski pełne ludzkich zwłok, nie wspominając o tym, co znajdowało się w buszu. Dziś na szczęście jest to tylko bardzo przykre wspomnienie, choć wciąż żywe pośród ludzi. Dużo większym problemem jest obecnie korupcja i inflacja (przykładowo chleb podrożał dwukrotnie i jest wypiekany mniejszy, a 20 kg worek ryżu kosztuje połowę średniej pensji). Trzeba było wracać do domu, lecz po drodze zajechaliśmy do sióstr klarysek na kawę w Lunsar. To był świetny pomysł - jedna z nich, s. Esmeralda, pochodząca z Meksyku, zrobiła nam znakomitą kawę oraz poczęstowała przysmakiem, jakim są chipsy z banana na słono. (Lays mógłby to opatentować!)
![]() |
| s. Gianna (po lewej) i s. Esmeralda (klaryska) |
![]() |
| prawie jak ekstraklasa |
![]() |
| kokos prosto z palmy |
Jednym z chyba ważniejszych odczuć jakie się we mnie zrodziło po tej
krótkiej obserwacji lokalnej społeczności jest potrzeba bycia z tymi ludźmi.
Nie chodzi tylko o samo wspieranie w zakresie socjalno-ekonomicznym lecz o coś
więcej. Potrzeba pokazania im, że w tej całej biedzie razem z nimi jest ktoś
kto ich kocha i tym kimś jest Bóg.
P.S.
Mam świadomość, że poruszyłem tutaj wiele wątków i część z nich ledwie dotknąłem.
Z czasem jednak będę starał się bardziej je Wam przybliżyć. W ogólnym skrócie
są to moje dość subiektywne pierwsze wrażenia. Jeśli pozostaje niedosyt to może
i lepiej. Jestem otwarty na Wasze sugestie i konstruktywne uwagi. Mam już w
zanadrzu kilka tematów jakie chciałbym Wam opisać, ale czekam także na Wasze
propozycje.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz